wtorek, 19 kwietnia 2016

Wielki powrót?



Dostałyśmy wiele wiadomości z pytaniami, co działo się z nami po ostatnim wpisie. Rzeczywiście, jak by nie patrzeć, zostawiłyśmy bloga nieco urwanego i zniknęłyśmy bez słowa wyjaśnienia, jak przysłowiowa "mara senna". Postanowiłyśmy więc zajrzeć tu znowu i wszystko sprostować, aby nie trzymać w niepewności osób, które wiernie śledziły nasze poczynania i być może chciały znać zakończenie owej wyprawy.

A więc, jak już wspominałam, Angela wróciła do domu 12 lipca, a ja pojechałam dalej. 13 lipca dotarłam do Bad Sachsa, gdzie spędziłam około tygodnia, korzystając z gościnności znajomych moich rodziców. Miasteczko było cudowne. Naprawdę magiczne. Czułam się jak w innym świecie, otoczona zewsząd przez góry i lasy. Jednak jeżdżąc tak dzień w dzień sama po okolicy, zrozumiałam, że to już nie jest to samo co wcześniej. We dwójkę przyjemniej przeżywać wszystkie uczucia związane z podróżą- radość, strach, wątpliwości... Niektórzy na pewno nie zgodzą się ze mną, bo w końcu jest mnóstwo rowerzystów podróżujących samotnie. My natomiast zawsze byłyśmy razem i inny układ jest dla mnie po prostu nienaturalny.

W każdym razie zmierzam do tego, że ostatecznie też postanowiłam wrócić. Głównie z powodu dość pokrętnie opisanego powyżej, chociaż były też inne. Po pierwsze, moi rodzice niesamowicie się o mnie martwili- sami przyznacie, że nastolatka samotnie przemierzająca Europę może przyciągać różne przykre sytuacje i gdyby coś mi się stało, nikt by się o tym nie dowiedział. Do tego rodzina, u której mieszkałam, uparcie odradzała mi udanie się do Francji, bo można tam natrafić na miejsca niekoniecznie bezpieczne dla młodej dziewczyny. Trzeba po prostu wiedzieć, których dzielnic unikać.

Podsumowując, obie wróciłyśmy, dotarłszy jedynie do Niemiec. Za niepowodzenie naszej wyprawy odpowiadało prawdopodobnie ogólne nieprzygotowanie do tak długiej trasy; Angeli rower zwyczajnie nie zdał egzaminu, a skutki zakażeń nabytych w trakcie drogi ran były co najmniej obrzydliwe. Po powrocie przez dwa tygodnie miałyśmy problem z kolanami. Przez oparzenia słoneczne ciężko było spać. I tak dalej, i tak dalej...

Dało nam to dużo materiału do przemyśleń i rozważań na temat tego, co dalej. Czy nadajemy się do dalszych wypraw?

Choć od tamtego czasu rowery towarzyszą nam tylko w Polsce, to nie zrezygnowałyśmy z podróżowania. Latem, wedle tradycji, zawitałyśmy na Mazurach, zimą odwiedziłyśmy Krynicę (na zdj.), a z tych ambitniejszych miejsc wymienić można Czechy i Francję (może rowerami nie wyszło, ale ostatecznie nie mogłyśmy odpuścić :)). Tej ostatniej warto poświęcić oddzielny post, bo obfitowała w przygody warte opisania.. ale to później.

Jednak skąd nagle nowy post po prawie dwóch latach? Pierwszy powód już wyjaśniłam- blog był urwany, więc ten wpis jest jego zakończeniem. Ale... czy nie jest jednocześnie początkiem czegoś nowego?

Ostatnio w nas obu pojawił się zarodek zupełnie świeżego projektu. Na razie nie zdradzę żadnych szczegółów, ale jeśli wejdzie on w życie, to będzie wiązał się z wielkimi zmianami w naszym życiu.

Chyba na prawdę nie umiemy usiedzieć na miejscu.

Znowu więc liczymy na wasze wsparcie. Dajcie znać, co myślicie.

Aga.

1 komentarz: