niedziela, 13 lipca 2014

Bad Sachsa.

Dzisiejszy post muszę zacząć od smutnej wiadomości, że na skutek ostatnich wydarzeń Angela postanowiła wrócić do domu. Tym samym od wczoraj dalszą drogę przebywam sama.
Przyznam,  że trochę mam teraz mętlik w głowie i sama nie wiem, jak ta podróż będzie dalej wyglądać. Jedyne co wiem to to, że chcę zwiedzić Francję wzdłuż i wszerz, a co dalej-to się okaże. Może później skuszę się na wylegiwanie na hiszpańskich plażach, jednak póki co moim priorytetem jest Paryż, Nantes i Marsylia, a przy okazji nauka języka w praktyce. Poza tym w Francji prawdopodobnie przyleci do mnie koleżanka, więc będzie dobrze.  ^^

Wiec tak,  wczoraj przejechałam 90 kilometrów. Planowałam więcej, jednak miałam przyjemność natknąć się na teren gór Harz... i nie było łatwo,  eufemistycznie rzecz ujmując. A bardziej dosadnie- nie zmachałam się tak w całym moim życiu, wliczając w to nawet treningi z szanowną panią Chodakowską. Praktycznie całe 90 kilometrów było mniej lub bardziej pod górę, pod koniec moje kolana już wyraźnie odmawiały posłuszeństwa. Dlatego  oszczędziłam sobie dalszej męki i rozbiłam namiot koło jakiegoś osiedla tak,  że z tyłu miałam ścianę drzew, a z przodu blok. Czułam się tam bardzo bezpiecznie, zaś drzewa zapewniły mi osłonę przed deszczem. Rano wszyscy mieszkańcy witali się ze mną, a część nawet zaczynała rozmowę (albo raczej chciała zacząć, bo ta kończyła się po moim kilkakrotnym powtórzeniu zdania "I don't understand"). Do tego gdy spytałam pewne małżeństwo, czy mogliby mi podłączyć telefon do ładowania na 15 minut,  zrobili to bez wahania, i przy oddawaniu dali mi również 2 butelki wody i życzyli dobrej podróży. Przyznam,  że był to miły początek dnia.  :)
A dziś podróż była wyjątkowo dobra. Wprawdzie muszę wspomnieć, że w momencie apogeum poziomu trudności byłam zmuszona wprowadzać rower pod górę,  jako że nachylenie drogi wynosiło 10% (nie żartuję, były znaki z takim napisem) i ciągnęło się przez kilka kilometrów, ale za to później...ahh, marzenie! Nie dość,  że bez przerwy jechało się ponad 40km/h (mój dzisiejszy rekord to 56km/h ;3), to jeszcze te widoki i górskie miasteczka... zrobiłam 156578684 zdjęć, z których kilka oczywiście wstawię poniżej.

Aktualnie jestem w Bad Sachsa u znajomych mojego taty. Bardzo pozytywnie zakręceni i życzliwi ludzie,  czuję się tutaj niemal jak w domu. :) na jutro póki co nie mam żadnego pomysłu,  zaraz usiądę z mapą i ustalę co i jak. W każdym razie dowiedziałam się,  że od 5km znajduję się w Niemczech zachodnich, ha! Francjo, zbliżam się! :D

Aga.












6 komentarzy:

  1. Chciałem żebyście dojechały do tej Portugalii. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny, gratuluję razem przebytych kilometrów.
    Aga, jeśli podejmiesz się dalszej trasy w pojedynkę, to 3mam kciuki za bezpieczną podróż i super wrażenia.
    Pozdrawiam, Zbieg.

    OdpowiedzUsuń
  3. Minął rok. Co było dalej? :)

    OdpowiedzUsuń