sobota, 5 lipca 2014

Berlin

*Przez długi czas nie mogłyśmy znaleźć zadnego działającego dojścia do internetu dlatego taki zastój na blogu.*

Zacznę od początku. Po przekroczeniu Niemieckiej granicy w planie byl nocleg na campingu pod Berlinem. Kiedy po długich poszukiwaniach trafiłyśmy na wyznaczony adres okazało się że żadnego campingu tam nie było, co więcej był to jednorodzinny domek w centrum osiedla.. Na szczęście pewien Pan zobaczył nasze zawzięte szukanie miejsca do spania i zaoferowal swój ogródek. Rano dostałyśmy kawę i ruszyłyśmy w dalszą podróż.

Po około 30 kilometrach dojechałyśmy do naszego campingu w Berlinie położonego tuż nad jeziorem. Ośrodek był zadbany, czysty z piękną plażą, piekarnią, restauracją i sklepem jednak (dla nas) drogi. Jedna noc kosztuje 9€, dodatkowo 0.50€ 4minutowy prysznic. Zostałyśmy tam tylko jedną noc. Rano pojechałyśmy sprawdzić cenę na oddalonym 2km dalej innym campingu. Co prawda warunki znacznie gorsze, ale 4.50€ nas przekonało. Z noclegiem tam wiąże sie też jedna ciekawa przygoda. Pierwszej nocy obudziło nas ewidentne grzebanie w naszych sakwach z jedzeniem. Chwilę szeleściło po czym wszystko wróciło do normy. Byłyśmy wykończone więc poszłyśmy dalej spać. Sytuacja powtórzyła się dwa razy.  Rano zorientowałyśmy się że zniknęło nam musli. Do dzisiaj nie mamy pojęcia co to było, mamy coraz nowsze teorie ale obecnie stanęło na sarnie.
Przez 3 dni starałyśmy się jak najlepiej zwiedzić Berlin. Wykupiłysmy Berlin welcome card,  ktora za 18€ pozwala podróżować komunikacją przez 48h i daje mnóstwo korzystnych zniżek od jedzenia przez muzea do teatrów. Zobaczyłyśmy parlament,  wyspę muzeów, główne ulice, zwiedziłyśmy muzeum historii Berlina, wjechalysmy na Wieżę telewizyjną (winda jechala 4m/s!) aby zobaczyć panoramę Berlina  i byłyśmy w ogromnym (1000m2) sklepie i mini muzeum czekolady gdzie obkupilysmy sie w te pyszne smakołyki. A teraz najlepsze.  Okazało się że w czasie naszego pobytu w centrum miasta odbywa się mecz Niemcy-Francja. Szybko znalazlysmy ogromną strefę kibica, która wielkością dorownywala małemu miasteczku. Dostałyśmy koszulki, farbki do twarzy, szaliki, balony i juz przygotowane na kibicowanie stanęłyśmy w jednym z pierwszych rzędów pod telebimem. Klimat i wrażenia niesamowite.. Huk i radość po strzale jedynej bramki nie do opisania. Mamy wszystko na filmikach które w większej ilości wolnego czasu wstawimy.
A póki co ruszamy w dalszą trasę,  tym razem bez planu, byle do przodu.
Gela.






















1 komentarz:

  1. Ach, też tam pojadę. :) Mówicie po niemiecku? Szkoda, że za granicą nie możecie dodawać wpisów codziennie.

    OdpowiedzUsuń